Nie jestem człowiekiem o ugruntowanej silnej wierze. Wciąż ta wiara nie wystarcza mi żeby zrozumieć co się wokół mnie dzieje. Nie wiem też czy we właściwy sposób wybrałem dział w którym chcę napisać ten post. Mam nadzieję że dyskutując na ten temat znajdę taką tezę w którą od początku do końca uwierzę.
Chodzi mi o zapłodnienie in vitro. Nie jestem przeciwnikeim tej matody zapłodnienia jako takiej.
Owszem - jestem konserwatystą i sądzę że życie zaczyna się w momencie kiedy męska komórka połączy się z żeńską. Taka według mnie jest rzeczywistość którą zastaliśmy na świecie kiedy się urodziliśmy. Od momentu zapłodnienia KAŻDA istota ma w sobie życie. Od tego momentu każdy ułamek sekundy aż do śmierci w wieku iluś tam -dziesiąt lat jest już etapem rozwoju - etapem życia. Taka jest według mnie rzeczywistość. Szukanie jakiejś innej teorii że życie to jest dopiero od trzeciego tygodnia, albo ze życie to tylko to co wyłoni się z łona matki jest niczym innym jak właśnie oderwaniem się od tej rzeczywistości.
Gra idzie jednak o samo in vitro - o tą formę zapłodnienia. Słucham głosu Kościoła - a właściwie raczej głosu księży... i kompletnie mnie ten głos nie przekonuje. Słucham ministra Piechy który mówi że zapłodnienie powinno się odbywać poprzez akt małżeński i też kompletnie to do mnie nie przemawia. Innymi słowy nie widzę w in vitro sprzeczności z tym jak widzę dar Boży jakim jest przekazywanie, dawanie nowego życia. Jeśli sam akt byłby decydujący to należy również zakazać stosowania inseminacji.
Jedynym elemetem in vitro z którym nigdy się nie zgodzę jest zamrażanie lub niszczenie zarodków. Zamrażanie dla mnie to po prostu hibernacja życia między poczęciem a śmiercią. To złamanie zasad które człowiek powinien sobie założyć jako nieprzekraczalne aby żyć, aby kochać i dawać siebie innym. Niszczenie zarodków dla mnie jest zwykłym zabójstwem - choć często nieświadomym.
Często zdarza się że do skutecznego zabiegu dochodzi dopiero przy użyciu zamrożonego wcześniej zarodka. Według wiedzy jaką mam drugie zapłodnienie jest najczęściej skuteczne. Człowiek poczęty metodą in vitro jest oczywiście tym samym kochanym , wartościowym i wspaniałym człowiekiem. Według mnie zasada wykorzystania wszystkich - np trzech stworzonych zarodków jest nie tylko kompromisem ale po prostu dobrym rozwiązaniem.
Konserwatyzm, czy dekalog to dla mnie coś co jest obiektywnie dobre. Nawet dla ateisty to zbiór reguł, zbiór wskazówek światopogladowych które są korzystne, a nawet niezbędne w życiu - jednostki i społeczeństwa. Nie widzę takiej sprzeczności z tymi zasadami w samym mechaniźmie in vitro (choć skuteczność 27 % i fakt że każda nieudana próba to rana psychiczna po poronieniu powinny być uczciwie ludziom uświadomione). Jedyną dla mnie rzeczą niedopuszczalną - jest niszczenie lub zamrożenie zarodków.
Zgadzacie się?